piątek, 20 lipca 2007

dzień w pracy...

obudził mnie dżwięk telefonu. dzwonił mój ojciec.
-sara! ty chyba nie myślisz serio o pracy w Fox River!
- tato... ja ją już przyjęłam...
- co?!
- za godzinę mam być w pracy więc zadzwoń potem.
- sara nie bądź głupia!
-byłabym gdybym nie przyjęła tej pracy!- rozłączyłam się i wyszłam z mieszkania.
o 8.15 byłam w pracy. popatrzyłam na listę więźniów którzy mają dziś wizytę. hmm... Alex Reed, David Lex, Michael Scofield, Veron Slix... Michael Scofield? to chyba jakiś nowy...ciekawe jaki jest... cuż. taki jak inni. pacjęci byli dziś wyjątkowo spokojni. tylko David się rzucał. przyszła kolej na Scofielda. już gdy wszedł coś w nim mi nie pasowało. był przystoiny...
-dzieńdobry
-dzieńdobry.usiądź.
-jestem Michael
- Scofield. czytałam akta.
- a ty? jak masz na imię?
-dla ciebie dr Tancredi.
-jak gubernator? jesteś z nim spokrewniona?
zirytowało mnie to że kojaży mnie z ojcem.
-nie przypuszczałem że spotkam córkę "sprawiedliwego Franka" w więzieniu. i to w roli lekarki...
- wierze w pracę społeczną- powiedziałam zgodnie z prawdą.
-"zmień siebie zanim zmienisz świat"
popatrzyłam na niego zdziwiona.
- co?
-to motto mojej pracy dyplomowej...
- to byłaś ty? a ja myślałem że Ghanti!
-hahaha- zaśmiałam się- zabawny jesteś... siedź tu. zaraz wracam.
wyszłam po insulinę i wróciłam szybko.
-więc... dostanę większy zapas insuliny?
-sprytnie. rzadnych strzykawek.
- nie jestem ćpunem. zaufaj mi...
-za tymi murami zaufanie nic nie znaczy.
-to znaczy że będziemy się często widywać?
-tak...
Michael wyszedł a ja byłam zdziwiona. on nie jest taki jak wszyscy... cuż może uda mi się dotrzeć do niego... wróciłam do domu i od razu położyłam się spać.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ceśś Córuś!!:*:* Suuper ten pościk!!:D Ahhh.. Ten Michael!!:D hehe.. Ślicnyy blogasek:) Buuuuzi=***:)

Anonimowy pisze...

fajneee

Anonimowy pisze...

super!!! bomba!!! to jest kol. no no Emi dałaś czadu.Syśka